Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna Indie Rock & Stuff
towarzystwo wzajemnej adoracji pod przykrywką forum ambitnej muzyki popularnej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Heineken Open'er 2007
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 76, 77, 78 ... 86, 87, 88  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna -> Jukebox / Festiwale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gringo
the man who came to stay


Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Wto 18:47, 03 Lip 2007    Temat postu:

MM napisał:

poza tym Open'er jest najtańszym festiwalem w Europie.

Najtańszym festiwalem jest Woodstock Wink Laughing
Jestem też w stanie wymienić kilka innych, które są tańsze niż Open'er.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddie
Die beste M. aller Zeiten.


Dołączył: 03 Paź 2005
Posty: 3110
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brln.

PostWysłany: Wto 18:50, 03 Lip 2007    Temat postu:

chodziło mi o porównywalne imprezy, a nie o podrzędne spędy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gringo
the man who came to stay


Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Wto 18:55, 03 Lip 2007    Temat postu:

Tu już wkraczasz w sferę osobistych preferencji, bo dla kogoś innego Open'er może być podrzędnym spędem. Ale dla przykładu - czeski Rock For People wychodzi taniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czołgaj się
zły syn dla matki


Dołączył: 31 Paź 2005
Posty: 7370
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 19:03, 03 Lip 2007    Temat postu:

gówno prawda, woodstocku z open'erem nie da się porównać bo się nie da, i to nie jest kwestia preferencji tylko organizacji etc etc.

Ostatnio zmieniony przez czołgaj się dnia Wto 19:21, 03 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddie
Die beste M. aller Zeiten.


Dołączył: 03 Paź 2005
Posty: 3110
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brln.

PostWysłany: Wto 19:08, 03 Lip 2007    Temat postu:

Gringo napisał:
Tu już wkraczasz w sferę osobistych preferencji, bo dla kogoś innego Open'er może być podrzędnym spędem. Ale dla przykładu - czeski Rock For People wychodzi taniej.


ok, ale na Rock For People nie ma tylu gwiazd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciek
the man who would be king


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 1388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 19:18, 03 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
a co niby mieli zrobić z błotem? chodzić z suszarkami, żeby wyschło?

chociażby.

Cytat:
ach, i w regulaminie było napisane, że nie można wnosić także jedzenia

[link widoczny dla zalogowanych] poszukaj.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddie
Die beste M. aller Zeiten.


Dołączył: 03 Paź 2005
Posty: 3110
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brln.

PostWysłany: Wto 19:33, 03 Lip 2007    Temat postu:

pozwolę sobie zacytować moją openerową książeczkę:

strona 37

Nie zabieraj na teren Festiwalu, między innymi:
(...)
- własnych napojów i JEDZENIA
(...)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marquee Moon
the man who would be king


Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:33, 03 Lip 2007    Temat postu:

Uwaga, będzie długo…

Dzień pierwszy
Po koszmarnej podróży pociągiem Słonecznym w końcu udało się dotrzeć jakoś na te Babie Doły. I tu następne problemy – 1,5 godziny stania w kolejce na pole namiotowe (pozdro Pink Wink), wypełnianie jakichś kwitków, rozkładanie namiotu (dziewczyny nie są do tego stworzone!), szybkie spotkanie z Mati w interesach, następna kolejka – tym razem po kupony, błyskawiczne piwo w biegu i uff… udało się w końcu trafić na koncerty, a tam:

TCIOF – widziałam od połowy, wrażenia podobne co na juwenaliach: Borys połknął kij, reszta też jakaś taka ‘warszawska’ w niepozytywnym tego słowa znaczeniu. Ogólnie – średnie nagłośnienie, a i chłopaki nie za dobrze czują się chyba na dużej scenie. (4/10)
Tak więc olałam sprawę i udałam się na scenę młodych talentów, a tam, zdaje się, grali właśnie:
The Poise Rite – niczego sobie, bez rewelacji, ale było spoko. Niestety czas gonił i trzeba było szybko zahaczyć o piwo, by potem udać się na:

Sonic Youth – nie ukrywam, że jechałam na festiwal przede wszystkim dla SY. Nie jestem jakimś ultrazagorzałym fanem, nie znam wszystkich numerów na pamięć, każdego zgrzytu, każdego sprzężenia, ale i tak byłam ostro zajarana perspektywą tego gigu. No i masakra była nieziemska. Zagrali prawie wszystko, co chciałam usłyszeć, chociaż trochę jednak bolał brak Youth Against Fascism, Sunday czy Drunken Butterfly, ale z niespodzianek zapodali za to Schizophrenie. To, co tam wyprawiali co jakiś czas z tymi gitarami, wbijało w ziemię, motyw z radiem pozamiatał, przy 100 % oszalałam zupełnie, Teen Age Riot wzruszył, a do tego wszystkiego jeszcze boska, cudownie fałszująca Kim. Gdyby było więcej noise’u, mniej piosenek, byłoby 11/10, a tak jest 10/10. It’s motherfucking Sonic Youth, kids.

The Roots
– chyba miałam jakieś mylne wyobrażenie o tej załodze, dlatego po koncercie nie spodziewałam się niczego. Spóźniłam się, siadłam sobie z tyłu, z ciekawości lukałam na to, co się dzieje na telebimie. I po paru numerach zaczęła mi chodzić noga, potem druga, potem głowa, aż w końcu podniosłam się i do końca występu stałam z coraz bardziej opadającą szczęką. Co za feeling! Co za energia! Co za bogate spektrum inspiracji! Czarna muzyka w najlepszym wydaniu! Niektórym przeszkadzały zbyt długie solówki na poszczególnych instrumentach, ja tam nie mogłam wyjść ze zdumienia. Profesjonaliści w każdym calu, a facet z największym puzonem*(znaczy się TUBĄ, jak zostałam poinformowana) świata to mistrzostwo. Czapki z głów. Legendary The Roots. 10/10

Laurent Garnier – zmęczona, przemarznięta zostałam jeszcze zobaczyć któż to. Zaczęło się obiecująco, lecz trochę zbyt monotonnie. Kto wymyślił, że ten typ ma grać na dużej scenie? To typowo namiotowy artysta, tam by się może i sprawdził. A tak się trochę ponudziłam i rozczarowana wróciłam na pole. Dlaczego wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że Rascal przesunięty jest na późniejszą godzinę??

Dzień Drugi
Po trzygodzinnym staniu w kolejce pod prysznic, wypadzie na miasto, jakimś przyzwoitym browarze, a nie tym wodnistym ścierwie heinekenopodobnym udało mi się w niezłym humorze dotrzeć o godzinie 18 na koncerty. Po popołudniowej ulewie teren zamienił się w grzęzawisko czy może raczej w wietnamskie pole ryżowe. Jak się okazało, potem miało być już tylko gorzej.

Out of Tune
– wypadli, o dziwo, przyzwoicie. Pierwszy raz miałam okazję usłyszeć ich z przyzwoitym nagłośnieniem – perkusja nie zagłuszała wokalu i tak dalej. Poza tym nic się nie zmieniło – cały czas bezmyślne walenie w cowbell, proste patenty na piosenki, dzikie skoki Eryka, nawet stroje mieli te same co zawsze, żenua w kultowym wydaniu. No i publiczność im dopisała. Chyba trafił im się koncert życia, ale tak ogólnie to wiecie, cienkie toto.
Dick 4 Dick – chyba jedna z najciekawszych polskich formacji, z oryginalnym pomysłem na muzykę, image itp. Obcokrajowcom się podobało, mnie się podobało, dlatego żałuję strasznie, że nie udało mi się być od początku na tych popierdoleńcach. W każdym bądź razie końcówka wymiotła po całości. Chcę więcej. 9/10.

Potem było mini spotkanko forumowe, a po wstępnym zapoznaniu się udaliśmy się na Aptekę. No i muszę przyznać, że Kodym to jest gość. Na początku malowała się jakaś taka niepewność w jego oczach, ale po kilku numerach gorąco przyjmowanych przez publiczność, nabrał pewności i znów biła od niego chuligańsko-ironiczna aura. Była psychodela, były porąbane teksty. Kultowa kapela, kultowe utwory, kultowy frontman. Zajebisty koncert. 9/10

Deszcz skutecznie utrudniał odbiór Groove Armady, tak więc staliśmy sobie gdzieś daleko daleko i zapoznawaliśmy się dalej.

Potem zaczął się mój prywatny koszmar, bo przemoknięte buty obtarły mi nogi i każdy krok sprawiał mi przeszywający ból. Dlatego Beastie Boys oglądałam z daleka, nie skakałam przy tych wszystkich zajebistych numerach i ogólnie mówiąc nie doznałam tak jak należy. Ale mimo to i tak występ uznaję za rewelacyjny. Przez półtorej godziny czułam Nowy Jork na własnej skórze i chociaż fragmenty instrumentalne nieco rozbijały tempo koncertu, to Le Beasties są klasą samą dla siebie, premiership muzyki rozrywkowej i w ogóle „that funky monkey brass monkey junkie that funky monkey”, „Mike what the fuck is that about?!" i „fressssssh finger”. 9/10

Muse – jako że miano najlepszego koncertowego zespołu świata jest niezłą rekomendacją, mimo totalnie porażkowej sytuacji organizmu, mimo półgodzinnego opóźnienia, mimo porażającego zimna zostałam, bo takich rzeczy się po prostu nie opuszcza. I nie ma, że boli. Nie lubię tej kapeli, nie lubię tej otoczki, mimo to nie mogłam oderwać wzroku. Show wyreżyserowane i wyliczone z matematyczną dokładnością, gra świateł oszałamiała rozmachem, wszystkie dźwięki brzmiały krystalicznie czysto. Norma patosu wyrobiona w 400 %., Bellamy cierpiał jak tylko mógł, młodociane fanki wdzięcznie odpowiadały piszczeniem w decybelach porównywalnych do startu samolotu. Klimat idealny na festiwal. Podobało się.

Dzień trzeci
Słońce! Nareszcie! Miało być tak pięknie. Niestety, w godzinach popołudniowych złapało mnie coś w rodzaju jednodniowej, zmutowanej grypy żołądkowej i teoretycznie najciekawszy dzień okazał się piekłem.

Bloc Party – stałam stosunkowo blisko sceny i miałam zamiar się bawić, olewając fakt, że po drugiej płycie zespół znalazł się na mojej liście najbardziej irytujących zjawisk. Niestety, jakiś palant od nagłośnienia chyba źle przesunął suwaki ‘sekcji rytmicznej’, w wyniku czego hałas basu zabijał ścianę gitar z nowych kawałków, a przy okazji mój żołądek. Stałam tam próbując nie zwymiotować, ostatnim wysiłkiem klaskałam przynajmniej do rytmu, kiwałam głową i myślałam o tym, jak utwory z AWITC wypadają blado i bez wyrazu w porównaniu do tych starszych numerów. Gig średniawy, Kele czasami nie wyrabiał wokalnie, ale przynajmniej te braki nadrabiali energią i ogólnie sympatycznym usposobieniem. Wjazd OSTR-a znów zjebał miszcz od nagłośnienia i wypadło to wszystko trochę komicznie. Ogólnie było spoko, chłopcy się starali, dlatego 7/10.

Beastie Boys nie udało mi się zobaczyć, namiot pękał w szwach. Podobno było bosko.

Bjork – bardzo, bardzo, bardzo chciałam zobaczyć, zrozumieć fenomen, obcować twarzą w twarz ze sztuką. Obcowałam niestety 400 metrów dalej z trawnikiem, walcząc z moją chorobą. Potem stanęłam gdzieś z tyłu, mało co widziałam, telebim niewiele pokazywał poza konsoletą. Dojrzałam jedynie jakiś barwny chór, który ponoć zamieniał się w orkiestrę. No i Bjork śpiewała niezwykle czysto. Aha, i Declare Independence na żywo sprawdza się idealnie. To wszystko, co mogę powiedzieć o tym koncercie :/

LCD Soundsystem – Murphy jest Bogiem! BOGIEM! Drugi najlepszy występ festiwalu. Energia wszechświata w skondensowanej postaci. Uwielbiam takie gęste brzmienia, mnóstwo bębnów, cowbell, basik jak należy, wszystko podsycone soczystą elektroniką i Murphy, właściwie anty-lider, zawodzący tym swoim specyficznym, nie do końca czystym głosem. Bezkonkurencyjne wykonanie All my friends (wzruszyłam się serio serio), fantastyczne Tribulations, cudowne Get Innocuous, idealne, klimatyczne zwieńczenie w postaci New York I love you odśpiewane przez co bardziej kumającą publiczność. Gdyby nie mój stan, nikt nie wyciągnąłby mnie spod sceny. A tak gdzieś z tyłu, spokojnie sobie doznawałam. Trudno się mówi, ale i tak było to niezapomniane przeżycie. 10/10

Do przyszłego roku.


Ostatnio zmieniony przez Marquee Moon dnia Wto 22:27, 03 Lip 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maciek
the man who would be king


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 1388
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 19:34, 03 Lip 2007    Temat postu:

No i co z tego ? W necie nie ma.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tristan
bridegroom of the Goddess


Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 2955
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: je n'ai jamais eu d'adresse

PostWysłany: Wto 20:13, 03 Lip 2007    Temat postu:

koncert BP najlepiej pamięta moje lewe ucho (dzięki, kochanie)
zabrakło mi Two More Years i jakiegoś B-side'u, który uczyniłby ten występ jedynym w swoim rodzaju
Kele był genialny jak zawsze

co mogę napisać o Sonic Youth, zespole, który jest klasą sam dla siebie?
mógłbym ich słuchać bez końca

dla mnie królowała tam Babsi, szczególnie piosenkami z 'Volty'
wszystko co miała, było magiczne, począwszy od panien w 'chórze dętym', a skończywszy na pajęczej sieci
Declare Independence na koniec mnie zabiła

bardzo dobrze, że darowaliśmy sobie drugi dzień, trzeciego też można się było cudownie utaplać
całą tę festiwalową infrastrukturę jak zawsze zignorowałem, szkoda słów
SKM jeździła co pół godziny, ale i tak za rzadko
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrtchn
quadratisch. praktisch. gut.


Dołączył: 04 Paź 2005
Posty: 5697
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 21:18, 03 Lip 2007    Temat postu:

Maciek, nie podoba sie, spierdalaj, nie przyjezdzaj, amen.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czołgaj się
zły syn dla matki


Dołączył: 31 Paź 2005
Posty: 7370
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 21:20, 03 Lip 2007    Temat postu:

maaarcin, co go bijesz, nie rób, to nieładnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tristan
bridegroom of the Goddess


Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 2955
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: je n'ai jamais eu d'adresse

PostWysłany: Wto 21:31, 03 Lip 2007    Temat postu:

mogliście się w tym błocie ponapieprzać, teraz już za późno
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sHavo
Mistrz śniętej riposty


Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 5797
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: chyba ty, tej

PostWysłany: Wto 22:17, 03 Lip 2007    Temat postu:

Kurwa marquee... to nie puzon tylko tuba- suzafon, czyli rzeczywiście największy instrument dęty blaszany świata Razz Tak dla ścisłości- na puzonie grał pan z Groove Armady i grał przepięknie, choć może tylko ja się wzruszyłem bo to mój pierwszy instrument Very Happy
W ogóle to wg mnie nie jest organizacyjnie źle. Dla mnie heineken zawsze był jedynym dobrym piwem więc odpowiada mi ten festiwal Very Happy Jest piękny klimat tylko trza go poszukać. Prześmieszny turniej piłki nożnej, do tego rozjebani panowie jeżdzący na ogromnym 3 kołowym rowerze i sypiący mocnymi textami. Mnóstwo wesołych obcokrajowców. Trochę mało punktów gastronomicznych i to jest sprawa którą można by zmienić.
Wciąż jedno mnie zastanawia. Jakim cudem chujowy koncert muse mogl sie tak wielu osobom podobać, tożto było największe rozczarowanie festiwalu.
A nagłośnienie po prostu bywa różne. Panowie ogólnie słabo się orietują w ostro przesterowanych gitarach (za dużo kurwa góry) i za bardzo miłują basy. Ja żałuje że tak mało bywałem w namiocie, ale ogólnie duża scena była ważniejsza. Mam nadzieje że za rok będzie równie pięknie tylko bez deszczu.


Ostatnio zmieniony przez sHavo dnia Wto 22:25, 03 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddie
Die beste M. aller Zeiten.


Dołączył: 03 Paź 2005
Posty: 3110
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brln.

PostWysłany: Wto 22:21, 03 Lip 2007    Temat postu:

puzon jest ZAWSZE prosty, tak?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna -> Jukebox / Festiwale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 76, 77, 78 ... 86, 87, 88  Następny
Strona 77 z 88

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin