Indie Rock & Stuff

twilite kid · fun blame monster Dołączył: 06 Mar 2006 Posty: 1594 Przeczytał: 0 tematów

Ciekaw jestem waszych opini. Dla mnie oczywistym jest, że to amerykańska alternatywa rządzi, ale czuję, że jestem tu osamotniony w tym zdaniu.
Tylko piszcie o czasach obecnych, najwyżej o latach dziewiędziesiątych.

Brytole mają swoich znakomitych Maxiimo Park, solidnych Franzów i [kiedyś] The Libertines. Mają też mnóstwo normalnych The Kooks i AM. USAńcy mają parę świetnych kapel dance-punkowych [choćby The Rapture czy Out Hud], solidnych The Strokes i mnóstwo [?] przeciętniaków kalibru The White Stripes.

Tylko co wyspiarze mogą wystawić na tak genialne zespoły jak Dismemberment Plan czy Modest Mouse? Radiohead i Blur?

Trochę głupio, że to ja zakładam ten wątek, bo pewnie będzie on przekreślony [że bez sensu, że Angole rządzą bo rządzą i że w ogóle po co taki wątek skoro lepiej pisać o nienawidzeniu świata i o tym czego sie akurat słucha mimo, że wiekszośc tutaj ma kurwa mać last.fm]. Ale wiecie, czekam na choćby jednego solidnego posta broniącego wyspiarzy:>

mrtchn

Postaram sie rozpisac, dlaczego, po zebraniu do kupy, bardziej cenie muzyke brytyjska.

Anglia, to cale dzidzictwo kulturowe, w porownaniu do rozlazlych i nieskalsyfikowanych Amerykanow. Ok, wprawdzie muzyka rockowa, blues i jazz maja korzenie w USA, ale jezeli chodzi o wlasciwy rozwoj muzyki rockowej, takiej, z jaka mamy dzisiaj do czynienia, to najwiekszy boom przydarzyl sie wlasnie w UK (ze nie wspomne The Beatles i The Rolling Stones, Sex Pistols i The Clash itd. itd.). I to sie slyszy. Amerykanska alternatywa tez jest bardzo charakterystyczna, tego nie mozna tym wszystkim zespolom odmowic. Jednak jak mysle o najwazniejszych dla mnie nurtach i zespolach, o rzeczach waznych rowniez dla rozwoju muzyki, to od razu przychodza mi do glowy nazwy takie, jak (pomijam to, co juz wymienilem) XTC, Gang Of Four, My Bloody Valentine, Ride, Slowdive, The Stone Roses, Cocteau Twins, dalej caly britpop, Radiohead, pozniej The Libertines- Wielka Brytania nadal jest kuznia swietnych postbeatlesowskich zespolow, o bardzo charakterystycznym, niepowtarzalnym brzmieniu. Poza tym brytyjska szkola piosenek po prostu bardzo MI odpowiada. Nie neguje teraz USA, prawie o nich nie wspominajac, chcialem sie po prostu skupic na tym, co zdecydowanie spycha je na drugi plan.
Dziekuje, kto mnie poprze ?

Mardy

hmm... Ameryka..wiadomo THE STROKES ...
ale nnw, bo przecież Brytyjczycy są świetni..Pete, Carl .. AM, Kooksi ..
ehh.. jak na razie - polubownie:
R E M I S .. Smile

Mardy

a tak przy okazji.. świetny pomysł na topic.. Smile

martchin .. to jest przekonujące..

Johnny Berserker

twilite kid · fun blame monster Dołączył: 06 Mar 2006 Posty: 1594 Przeczytał: 0 tematów

No dobra, ja też uważam, że kiedyś UK było lepsze [My Bloody Valentine, Ride czy choćby ww. Joy Division mimo, że żaden z tych zespołów nie ciągnął na beatlesowskiej szkole piosenki].
Ale co teraz? Ameryka to też Kanada - Broken Social Scene, The Arcade Fire, Wolf Parade i wiele innych. Kanadyjczycy akurat mają swoje charakterystyczne brzmienie.
Pytam o czasy dzisiejsze, bo wczoraj dotarło do mnie, ze nie znam żadnego angielskiego zespołu, który w ostatnich latach zrobiłby coś odkrywczego. Ale mogę się mylić. Jakieś propozycje na kandydata do walki z MM, D-Planem czy [przypomniało mi się Razz

] Of Montreal?

mrtchn

USA czy Kanada ? Kanada, zdecydowanie, to wlasnie dla mnie prawdziwa amerykanska alternatywa.

sparks

The Verve, Oasis, Keane, U2 [mimo, ze z Irlandii], Libertines, Radiohead, Starsailor przeciwko the Strokes, the killers i aracde fire. UK!:)

twilite kid · fun blame monster Dołączył: 06 Mar 2006 Posty: 1594 Przeczytał: 0 tematów

sparks

wiem wiem, ze nie samym:) ale po prostu. Uwielbiam uk, uwielbiam britpop i tamtejsze zespoly;p

FF

jeśli chodzi o britpop zdecydowanie uk, bez dwóch zdań. libertines, automatic, nieszczęsne am, kooksi, razorlight. były i są też brytyjskie wielkie zespoły - the beatles, the clash (!!!), sex pistols, joy division, rolling stones czy u2.

jeśli natomiast oceniać alternatywę czy mówiąc po empikowsku metal i ciężkie brzmienia to zdecydowanie ameryka. of montreal jest genialne. the jon spencer blues explosion. no i jak kiedyś jeszcze słuchałem więcej metalu to amerykańskie roadrunner records wydawało naprawdę genialne płyty. ciężko więc tak jednoznacznie ocenić.

obie porównywane strony mają wielki wpływ na muzykę. bez nich nie byłoby tej różnorodności albo byłaby ale za ile czasu? i jak ze wszystkim każdy ma do zaoferowania coś specjalnego i niepowtarzalnego.

FF

jeszcze np. eels jest ze stanów. kolejny alternatywny zespół, który bardzo cenię.

-

powiedzialabym ze anglia, ale w stanach byli vu, wiec nie powiem nic.

chociaz nie. wiem.
najlepsza jest muzyka ze szkocji :>

klaudia

o tak! tak! Very Happy

Lady

Niby rock wywodzi się z bluesa i country, Król był Amerykaninem, ale jednak dziwnym trafem gdy trzeba było ratować rocka przed zalewem barbarzyńców, zjawiali się Beatlesi, Stonesi, Pink Floyd, Led Zeppelin, Sex Pistols, The Clash, Joy Division, The Cure...

Myślę, że obecnie rockowa alternatywa lepiej rozwija się w UK, bo ma tam większe oparcie w mediach i to tych papierowych - tv jest nastawiona raczej na teledyskową sieczkę, prasa jest nieco bardziej wymagająca. To NME dyktuje dzieciakom, czego mają słuchać, nie oszukujmy się. Z drugiej strony w UK lansuje się dużo atrakcyjnego medialnie półgówna - te tabuny świetnie uczesanych i ubranych chłopców wpatrzonych w aktualnie modnych idoli z przeszłości - nie będę pokazywać palcem.

I może właśnie dlatego Twilite Kid ma wrażenie, że żaden z brytyjskich zespołów nie zrobił ostatnio nic odkrywczego. Odkrywczość nie jest ostatnio medialna, modne jest raczej twórcze przetwarzanie starych wzorców - co mnie osobiście nie przeszkadza, nie mam obsesji na punkcie awangardy. Dlatego NRR, dlatego The Libertines, dlatego to forum - nastawione raczej na edukację młodzieży niż eksplorację nowych muzycznych lądów.

Zresztą - alternatywa niejedno ma imię. Dla mnie The Kooks nie są alternatywni, na miłość boską, a tym bardziej, o zgrozo, The Killers czy Franz Ferdinand.

The Libertines też tak średnio.